Ikarkołomnie

Okładka tomiku „Ikarkołomnie” proj. Wyd. Aula, 2009

Spis wierszy (liczba wersów – liczba stron)

Bajka o znakach zapytania                      53                    1

Zgubiony                                              21                    1

Bardzo dziwne (fuksja)                            51                    1

Dym                                                    32                    1

 „Krajobraz zimowy z pułapką na ptaki” 57                    3

Deszcz (dłuższa historia)                         189                  7

Kiedy zaledwie jest zapachem                    45                    1

Piosenka                                               36                    1

Królestwo muzyki                                   16                    1

Koncert w galerii rzeźb                             11                    1

Pantomima dla dwóch drzew                     163                  5

Przyjadą albo nie przyjadą                       20                    1

Ta meta, ta fizyka                                  57                    2

Jak będzie wyglądała ta godzina?               65                    2

Skrzydła                                              79                    3

Andrzej Dąbrówka: szaleństwo rozbierania świata

Recenzuje Piotr Müldner-Nieckowski

Jedna z wielu teorii poetyki (być może jest to tylko moja teoria, nie wiem tego na pewno) zakłada, że poezja jest tożsama z liryką, ze śpiewem autora przy lirze, który tym sposobem wyraża samego siebie. Według niej poezją nie jest więc ani epika, ani dramat, choćby nawet miały one cechy najbardziej wierszowe – rytm, rym, głębokie zmetaforyzowanie języka – ani także utwór, którego podmiotem nie jest sam autor.

Autor może się ukrywać za jakąś maską, z której obecności czasem sobie nie zdaje sprawy, ale zgodnie z tak ujętą definicją liryki poezja jest taką samą częścią autora, jak jego własne oko, ręka, noga, myśl, cierpienie, miłość. To najbardziej intymny typ twórczości, który stanowi wzór dla oglądu wszelkich innych typów, nawet gatunkowo od poezji bardzo odległych. Nie bez przyczyny postrzegamy poezję w muzyce, rzeźbie czy obrazie, nieraz także po prostu w sposobie bycia i życia. Ba, powiada się, że można być poetą i poezjować poza językiem albo być w pełni poetą, nie napisawszy ani jednej linijki wiersza. Edward Stachura, pisząc swój zbiór poetyckich próz-felietonów Wszystko jest poezja („poezja”, nie „poezją”), opierał się na przeświadczeniu, że rzeczy (świat i duch) z założenia nie mają natury poetyckiej, ale mogą poezję w poecie ewokować. Aby tak się stało, trzeba być poetą, trzeba mieć naturę refleksyjną, a rzeczy (świat i ducha) filtrować przez siebie – przez własny rozum, swoje uczucia i emocje.

W tym sensie poetów jest niewielu, bo mało kto potrafi być sobą. Najmniej poetami są naśladownicy, którzy nie tyle naśladują innych (kradną, to jeszcze jest dopuszczalne), ile tropią i żywcem kopiują. Ich utwory bywają co prawda łatwe do zaakceptowania i nawet cieszą się popularnością, bo są „wzorcowe”, ale pozostają poza zaklętym kręgiem sztuki. O takich autorach mówimy „zręczni rzemieślnicy słowa”. Kiedy się czyta ich utwory, czuje się, że skądś już je znamy. Są raczej wyrazem wysokiej kultury pisania, metodą na zaistnienie w świadomości ogółu, niż poezją. Ogół to lubi, natomiast wobec artystów zawsze jest o małą epokę spóźniony. Musi się nauczyć nowego, żeby to nowe zacząć przyswajać. Nie dziwią reakcje szerokiej publiczności na wiersze bez rymu, rytmu, skomplikowane wewnętrznie. Publiczność mówi, że to nie wiersze, ale jakaś „skrócona proza”. Nie jest przygotowana do odbioru, nie daje sobie szansy na odnalezienie tego, co w prawdziwej poezji liryczne – autorskie, oryginalne, jedyne w świecie. Szkoda, bo ten rozdźwięk między osobnością poezjowania a oczekiwaniami czytelników bywa przyczyną pomijania naprawdę wielkich talentów poetyckich. Poeci prawdziwi, zwłaszcza dzisiaj, pozostają na marginesie, są niedoceniani, nie przechodzą do świadomości zbiorowej tak jak reżyserzy zręcznych filmów rozrywkowych, politycy czy – szczególnie – prezenterzy telewizyjni.

Do takich poetów outsiderów należy Andrzej Dąbrówka. Pisze wiersze – w sensie dosłownym – rzadko, ale pisze – chodząc z metaforą pod pachą – zawsze. Więcej możemy powiedzieć o jego znaczących dokonaniach z zakresu translatoryki (świetne przekłady z języka niderlandzkiego) i literaturoznawstwa (Słownik pisarzy niderlandzkiego obszaru kulturowego, 1999), mediewistyki (Teatr i sacrum w średniowieczu, 2001, Średniowiecze. Korzenie, 2005) czy leksykografii (pomysłodawca i współautor Słownika synonimów, 1993, Słownika antonimów, 1995, współautor Słownika stylistycznego języka polskiego, 2007). A przecież najważniejszym jego debiutem był poetycki – w miesięczniku „Twórczość” w 1976 roku. Był to debiut skromny, ale głośny, mówiło się o nim w środowisku literackim. Promotor tego zdarzenia, slawista Ziemowit Fedecki (1923-2009), mawiał, że „Dąbrówka ma zwyczaj wyciskać trwałe ślady swojej obecności, sam pozostając w ukryciu na czatach”. Coś w tym jest.

Dąbrówka jako poeta – piszący wiersze – milczał wobec publiczności przez następnych 28 lat. Dopiero w roku 2004 zdecydował się wydać tomik Coś o niczym, a w 2009 I-karkołomnie. Są to książki stanowiące w zasadzie pewną całość, uzupełniają się wzajemnie, choć wydaje się, że chronologia wydań jest myląca. To I- karkołomnie powinna była się ukazać pierwsza, a Coś o niczym jako jej dopełnienie czy nawet rozwinięcie. Być może autor ma coś jeszcze w zanadrzu i ma zamiar nas czymś jeszcze zaskoczyć, ale ostatecznie kolejność pisania wierszy dla oglądu tej twórczości nie ma większego znaczenia, liczy się konsekwencja metody poetyckiej i jej samobogacenie się.

Poeta zadaje pytania najprostsze z możliwych. Pytania, na które wszyscy znamy odpowiedź, a na które – o, paradoksie – nikt z nas zupełnie nie potrafi odpowiedzieć. Nikt z nas z wyjątkiem poety. Jest to rozbieranie świata na takiej zasadzie, na której w matematyce różniczkowanie rozbiera obiekty pozornie niedające się obliczyć. Potem można układać całki. Najpierw pada kwestia: co jest u źródła? Niczym nieznośny uczeń, który nagle podnosi rękę i woła: „A dlaczego nie wolno dzielić przez zero?”. Nauczyciel jest skonfundowany, bo już zapomniał dlaczego, a uczeń zaburza tok lekcji i swoim zachowaniem obniża autorytet szkolnej władzy.

Jak ów profesor czujemy się nieswojo, kiedy czytamy: „Czy ktoś na zimę czeka?” (Coś o niczym, Śnieg). Banał jakich mało. Odpowiadamy sobie: tak, wszyscy czekają, niektórzy nie czekają, a w ogóle – cóż to za sytuacja do roztrząsania? Jednak wizja poetycka, a pewnie i codzienne myślenie Dąbrówki, otwierają przed nami perspektywę, którą autor scałkował, przejrzawszy na wylot tajemnicę: „Tak / zlatują się i tu zimują / grajkowie z bardziej zimnych krajów / żeby w szpalerach bieli ciepło witać / stoików w przewiewnych kapeluszach / gry się powytaczają z bladej ziemi / na kształt piętrowych grzybów // Lecz tamtych gniew nie wzrusza. Każdy się ma / za Alfę i Omegę (…)”.

Czekanie na zimę nie jest tak proste jak to, co się znajduje w literze pytania. Odpowiedź składa się z następnych pytań, które wywołują kolejne. Ale tylko w ten sposób – zdaje się sugerować poeta – możemy zrozumieć, że na końcu jest jeszcze jedno pytanie. To jest właśnie owo „coś o niczym”. „Coś” to odpowiedź. „Nic” jest tym, co zlekceważyliśmy, jak ów nauczyciel zagadnięty o dzielenie przez zero.

Rozbiór świata na czynniki elementarne i z nich budowanie obrazu rzeczywistości jest podstawową metodą poetycką Dąbrówki. Czynniki te mają cechy, których nie dostrzegamy z powodu kontekstu, w których występują. Wyosobnione urastają do rangi problemów. Dopiero po dokonaniu takich zabiegów, jakże z pozoru prostych, można – uważa poeta – próbować rozumieć zjawiska i pojęcia, tak w naszej świadomości utarte i zbanalizowane. Nawet kiedy autor sięga po postmodernistyczną intertekstualność, na nowo stawia pytania świeże, dziecięce, już nie tak ponowoczesne, już oryginalne i twórcze. Ironicznie, więc z dystansem, przywołuje na przykład „niebo gwiaździste” Kanta albo motywy Herbertowskie. Czytamy: „Pan Cogito nic nie mówił o tatusiu, / chociaż zapewne o nim myślał / zgodnie ze swą naturą refleksyjną (…)” (I-Karkołomnie, Pani Cogitowa wspomina swego teścia), by zaraz w tym samym wierszu wręcz zakpić z uczonej pseudomądrości: „ Ta meta, ta fizyka” i przejść z Herbertowskiej na swoją, całkowicie własną stronę: „Trzeba się cofnąć tak daleko / aż się pokaże goła blacha nieba / jeszcze bez gwiazd”. Trzeba spojrzeć wstecz, „ gdzieś postać / postać / postać i poczekać (…)”, aby się dowiedzieć tego, co jest u zarania, u podstaw, na samym początku wiedzy, na samym początku Kosmosu.

Szczególną rolę pełni w tej poezji woda. Jest nośnikiem pojęć, ale i niesie łodzie, w których się przemieszczamy po świecie, nie wiedząc, ani co znajduje się na dnie (też woda), ani w chmurze (i tu również woda). Sądzimypo prostu, że nic nie jest tak proste i łatwe jak woda. Woda to woda, i to by mogło wystarczyć. Obmywa nas i oblepia, nie odstępuje nas nigdy, a jednak choćby jako deszcz jest równie godna przemyślenia jak wszystko inne, co o nas (lub za nas) decyduje: „ Ogólnie rzecz biorąc – [deszcz] jest niedoceniany / pomimo całej gamy swych umiejętności // A wiele rzeczy umie robić / z beztroską dla nas wręcz nieosiągalną / Obrus ułoży tak na stole żeby się nie marszczył / i żeby wiatr go nie zdmuchiwał a nawet nie zawijał (…)” (I-karkołomnie, Deszcz). Płynąc lub „kropląc się” z wodą, przenikamy struktury, które wydawały się nieprzeniknione a zarazem oczywiste: „Jak nieproszony gość zakrada się / do zakazanych komnat / wślizguje, wnika, wskroś przesiąka / Ale czy ktoś lepiej od niego sprawdzi i wypróbuje / dach, okna, parasole?” (tamże, Deszcz).

Są i inne wątki, z których Dąbrówka wiąże swoje heurystyczne sieci (świat to struktura sieciowa, jak twierdził Claude Lévi- Strauss): lot i wszystko co się z nim wiąże – ptactwo, skrzydła, tytułowy Ikar, symbole wolności i na przekór także niewoli; również rodzina i dom rodzinny jako wyznaczniki ludzkości (wstrząsający wiersz Przyjadą albo nie przyjadą); i wiatr, nie jako antynomia wody i ziemi, ale jako jeszcze jeden niezależny i niepojęty nośnik tego wszystkiego, co się „karkołomnie” składa w zdumiewające całości.

Nieprzypadkowo do tytułu tomiku wkradła się literka „i” i ustawiła na początku. Chodzi o Ikara, który leciał ku słońcu na własną zgubę. Roztrząsanie świata to szaleństwo.

Piotr Müldner-Nieckowski


Andrzej Dąbrówka, I-karkołomnie, Wyd. AULA, Podkowa Leśna 2009.

Andrzej Dabrówka w Bibliotece
W sobotnie popołudnie mielismy zaszczyt goscic Andrzeja Dabrówke swietnego poete, tłumacza, leksykografa i profesora literatury. Prezentowany przez prowadzacego
spotkanie Piotra Müldnera-Nieckowskiego nowy tom oryginalnych wierszy pt. Ikarkołomnie był inspiracja do zajmujacej dyskusji na temat pozornie prostych przejawów ¿ycia codziennego, których ukryte znaczenia odkryc mo¿e i dotrzec do ich prawdziwej głebi tylko osoba niebywale wytrwała i wra¿liwa na lekkie powiewy metafizyki w naszej coraz mniej poetyckiej codziennosci. Informujemy, ¿e w Bibliotece
mo¿ecie Panstwo otrzymac prezentowany podczas spotkania tom wierszy.

Informacje o Andrzej Dąbrówka

Tenured professor, Institute of Literary Research (Polish Academy of Sciences), Warsaw.
Ten wpis został opublikowany w kategorii art, books, literature, personal, poetry, Poland. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Ikarkołomnie

  1. Nieco dłuższy tekst recenzji Piotra w kwartalniku literackim „Podgląd”, nr 1 (2021), s. 53-58, do pobrania jako pdf na stronie http://podglad.com.pl/?page_id=1401

Dodaj komentarz