Dzięki gościnności redaktora „Nowych Mediów” Eryka Mistewicza powstała w jego piśmie stała rubryka pod zaproponowanym przez mnie tytułem Obserwatorium humanistyki cyfrowej. Zamieszczam osobisty esej który na otwarcie rubryki ukazał się w poprzednim, 7 numerze w połowie roku 2014.
Postanowiłem nie wypełniać sam każdego odcinka rubryki, tylko zapraszać do kolejnych numerów innych autorów godnych prezentacji. W numerze 8. gości więc prof. Adam Regiewicz, którego książkę tu niedawno przedstawiałem. Była ona zresztą jednym z powodów mojego zaproszenia. Piszę o tym jako gospodarz rubryki w takich słowach:
Na różnych obszarach kultury współczesnej dostrzegalne są analogie z okresem średniowiecza. Ukazała się właśnie monografia Mediewalizm wobec zjawisk audiowizualnych i nowych mediów (DiG, Warszawa 2014), w której Adam Regiewicz te analogie dokładnie analizuje: porównuje przeżycie i rozumienie czasu w obu epokach, uwypukla wspólną dla ich kultur dominację wizualności, dokonuje śmiałego zestawienia wirtualności elektronicznie generowanych światów ze średniowieczną bliskością świata nadprzyrodzonego i powszechnością wizji, podobnie odrywających te coraz bardziej rozległe światy od ludzkiej cielesności i realności. Zaprosiliśmy Autora, aby przedstawił się Czytelnikom „Nowych Mediów”. („NM” 8/2014, s. 181)
Adam Regiewicz, prof. nadzw. w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Specjalizuje się w mediewistyce, komparatystycznych metodach badania tekstu, kulturze audiowizualnej a ostatnio w nowych mediach. Dyrektor Instytutu Filologii Polskiej AJD, Kierownik Zakładu Teorii Literatury i Pracowni Komparatystyki Kulturowej. Publikacje i sylwetka na stronie: http://www.ifp.ajd.czest.pl/488,dr-hab—prof–nadzw–AJD-Adam-Regiewicz
Chętnie będę słuchał propozycji następnych wizytówek.
Tymczasem moja gawęda z numeru 7.
Andrzej Dąbrówka
Obserwatorium humanistyki cyfrowej
Jak to się zaczęło?
To musiał być rok 1975, pisałem pracę magisterską na germanistyce, i obok seminarium zaliczałem tzw. zajęcia specjalizacyjne. Pamiętam konwersatorium z językoznawstwa matematycznego, które na polonistyce prowadził profesor Jan Tokarski, wielki znawca fleksji polskiej i sympatyk cybernetyki. Poznałem tam doktora Janusza Bienia (dziś guru warszawskiej informatyki), który referował badania nad automatycznym rozbiorem zdań naturalnych. Miałem jeszcze wówczas niewygasłą fascynację naukami ścisłymi, choć moje pierwsze po maturze studia (astronomia na wydziale matematyki i fizyki UW) porzuciłem jako zbyt trudne. Na germanistyce zdecydowałem się na specjalizację językoznawczą, czemu dałem wyraz w pracy magisterskiej o porównawczej składni liniowej angielsko-niemieckiej.
Założyłem kółko naukowe lingwistyki matematycznej, dla którego przeprowadziłem demonstrację liczbowego pomiaru zrozumiałości tekstu. Jakiś wzór przeliczał liczbę słów na jedno zdanie, i był tak skalibrowany, że zero oznaczało tekst który należało uznać za niezrozumiały, a im była wyższa liczba, tym tekst był łatwiejszy. Zastosowałem to do podręcznika fonetyki opisowej Andrzeja Bzdęgi i po zbadaniu kilku próbek za każdym razem wychodziły mi liczby nie dość że małe, to wręcz ujemne, raz nawet było minus 21, z czego mieliśmy wielką uciechę, bo Abriss der beschreibenden deutschen Phonetik był to podręcznik wybitnie znienawidzony, aczkolwiek rzetelny. Może dzięki niemu potrafię dziś transkrybować fonetycznie kilka języków. Tak oto podczas gościnnego wykładu dla studentów niderlandystyki Uniwersytetu w Pretorii w 1993 roku na tablicy przetranskrybowałem fonetycznie swoje nazwisko.
Kiedy w Warszawie konwersowaliśmy z profesorem Tokarskim, na szerokim świecie działało już od 2 lat stowarzyszenie ALLC (Association for Literary and Linguistic Computing) stawiające sobie za cel stosowanie narzędzi obliczeniowych i informatycznych w badaniach nad językiem i literaturą. Gdybym to wówczas wiedział, zapewne wcześniej bym się włączył do międzynarodowego obiegu wiedzy.
Potem moje naukowe zobowiązania poprowadziły mnie bardziej tradycyjnymi ścieżkami. Pochłonięty byłem samokształceniem w zakresie niderlandystyki, rozpoczętym już na studiach. W 1976 r. debiutowałem jako tłumacz z niderlandzkiego w marcowym nrze „Literatury na Świecie”, przedtem ukazywały się w prasie młodzieżowej i studenckiej moje przekłady z rosyjskiego (humoreski z „Literaturnoj Gaziety”, i z niemieckiego – wiersze). Dziwnym zbiegiem okoliczności również w numerze 3/1976 debiutowałem serio jako poeta w „Twórczości” (znowuż nie liczę kilku nietypowych publikacji młodzieńczych).
W moim zainteresowaniu matematyką nie było zatem żadnej niechęci do literatury. Potrafię jakoś te sprzeczności pogodzić – i jest tak do dzisiaj, i nie są to jedyne sprzeczności, które skutecznie integruję.
Studenckie lektury cybernetyczne wróciły podczas pisania doktoratu. Mimo wszystko było to zaskoczeniem. Już byłem w trakcie przygotowywania rozprawy o języku miłości (taka była koncepcja), gdy flamandzki profesor Hugo Brems goszczący z serią wykładów dla naszych studentów niderlandystyki pokazał mi swoją rozprawę o cielesności w języku poetyckim powojennego pokolenia Vijftigerów. Były w niej tabelki statystyczne, małe i duże sigmy, na widok których powiedziałem: ja bym nigdy czegoś takiego nie potrafił. Jeszcze chyba pamiętałem laboratorium fizyki doświadczalnej i traumatyczne starania, aby wyniki pomiarów (każdy inny jak to w naukach ścisłych) uśrednić i zinterpretować.
A rok później mając opisaną wersyfikację średnioniderlandzkich dramatów romansowych abele spelen (jestem chyba wciąż ich najlepszym znawcą na świecie) musiałem dane o strukturze tych tekstów sparametryzować i poddać ocenie statystycznej, co skończyło się zastosowaniem potężnego aparatu testów i wypracowaniem niektórych własnych. Niedawno zeskanowałem i opublikowałem online w formacie PDF dwa artykuły, które część tamtych badań ogłaszały w dobrych czasopismach: germanistycznych „Leuvense Bijdragen” (1988) i „Zagadnieniach Rodzajów Literackich” (1990). Zgodnie z główną tezą doktoratu – pomiar stylistycznego zróżnicowania korpusu anonimowych dramatów – pokazują one dystrybucję kategorii tekstowych i parametryzują ich frekwencje. Zarówno nierówności dystrybucji (zagęszczenia wystąpień w odcinkach tekstów) jak i znaczące odchylenia wartości parametrów od modelu teoretycznego niosą wskazówki dla filologów badających przekaz: w danych miejscach następuje załamanie stylu wymagające interpretacji jako podejrzane o zniekształcenie w trakcie transmisji.
Dość szybko wkroczyłem w erę komputerową, w latach 1991-1992 napisaliśmy z dwójką kolegów Słownik synonimów (1993) posługując się pioniersko komputerami, tworząc makrokomendy do przeszukiwania pliku i przenoszenia słów do gniazd synonimicznych, a inne do generowania indeksu. Szybko założyłem własną stronę internetową i portal Mediewistyka literacka w Polsce (1997), potem dodałem forum, a gdy po zhakowaniu trzeba je było od nowa zakładać, scaliłem wszystko w 2005 r. w portal MediewistykaNet (mediewistyka.pl), który niestety marnieje z powodu niedoinwestowania. W latach 2007-2009 uczestniczyłem też w dużym projekcie przygotowania do digitalizacji najstarszego segmentu dziedzictwa rękopiśmiennego i książkowego do r. 1600 Elektroniczne Archiwum Zabytków Piśmiennictwa Polskiego (faza inwentaryzacji), kierowanym przez Bibliotekę Narodową przy udziale IBL PAN, IH PAN, AGAD. Od r. 2009 prowadziłem prywatny blog na platformie Salon24 (http://dabrowka.salon24.pl), a gdy mnie w 2012 roku tam zakneblowano przeniosłem się gdzie indziej (https://adabrowka.wordpress.com) i nadal prowadzę w podobnym stylu: zawiadomienia o nowych publikacjach, konferencjach, własne eksperymenty z literacką enarracją fotografii cyfrowych (zdjęć w trybie makro niedostępnym tak łatwo wcześniej).
Kiedy pojawiła się możliwość poprowadzenia autorskiego kursu na studiach doktoranckich IBL PAN, zaproponowałem w 2012 roku temat Literatura dawna i nowe media. Zaraz potem stworzyłem zespół do przygotowania grantu europejskiego w formule IDEAS (Doktorzy K. Gajewski, M. Maryl i P. Przywara). Grantu nie otrzymaliśmy, ale udało nam się stworzyć ciekawy program obserwatorium badawczego literatury cyfrowej połączonego ze szkołą operatorów piśmienności internetowej, który być może wdrożymy sami dzięki nowym możliwościom Instytutu.
Kończąc ten wątek wspomnieniowy odnotuję, że wymienione na początku towarzystwo ALLC również reagowało na rozwój możliwości warsztatu cyfrowego wykraczających poza statystykę językoznawczą tekstów i korpusów językowych, a stopniowo obejmujących źródła (także nietekstowe) gromadzone i przetwarzane w dyscyplinach historycznych i artystycznych (historia sztuki, muzykologia). Zmiany te sprawiły, że w 2012 roku Stowarzyszenie ALLC przyjęło nazwę European Association for Digital Humanities (EADH http://eadh.org). Uważa się ono za kapitułę-założycielkę międzynarodowej koalicji stowarzyszeń humanistyki cyfrowej Alliance of Digital Humanities Organizations (ADHO), do której wchodzą regionalne stowarzyszenia azjatycko-australijskie, europejskie, kanadyjskie, japońskie. Organem naukowym ADHO jest czasopismo „LLC, The Journal of Digital Scholarship in the Humanities”, oraz dwa pisma internetowe: „DHQ („Digital Humanities Quarterly” http://digitalhumanities.org/dhq/) i „Digital Studies / Le champ numérique”.
Przedstawiłem drobny wycinek międzynarodowej infrastruktury humanistyki cyfrowej, wymagającej stokroć więcej uwagi. To głównie jej obserwacji będą poświęcone moje teksty w „Nowych Mediach”. Jest już cały szereg polskich ośrodków, inicjatyw i osobowości. Poniżej omówię jeden przykład (CHC IBL), który wyjaśnia, skąd się wzięła ta rubryka i moja obecność na tych łamach.
Humanistyka – jeśli nie cyfrowa to jaka?
Intuicyjnie rozumiemy, że przed nastaniem technologii cyfrowej panowała era analogowa, w której wytwory kultury piśmiennej i artystycznej istniały tylko w egzemplarzach zapisów utrwalonych mechanicznie na jakimś stałym podłożu: papierze (książki), tkaninach (malarstwo), innych nośnikach (filmy, płyty).
Elektroniczne kodowanie znaków pisarskich (żeby ograniczyć się do tekstowości) nie tyle zastępuje ich istnienie analogowe jako materialnych zapisów (te mogą dalej powstawać), ile poprzedza je, tworząc wirtualny zapis idei utworu, która niegdyś mogła istnieć jedynie w pamięci twórcy lub narratora. W epoce przedpiśmiennej i długi czas po wynalezieniu pisma utwory były w całości koncypowane w pamięci i tylko tak istniały, odtwarzane przy stosownych okazjach i przekazywane drogą ustno-słuchową innym śpiewakom. Ustność jest najstarszym kanałem komunikacji o wymiarze kulturowym, tj. wykraczającym poza tu i teraz bieżącego porozumiewania się małych grup, a pozwalającym przekazywać doświadczenie na zewnątrz grupy i kierować wiadomości ponad czas bieżący do przyszłych pokoleń. Kanał behawioralny, praktyki i zwyczaje organizujące życie zbiorowości w regularnych zachowaniach (teksty kultury) nie jest pozbawiony funkcji kulturowych, gdyż socjalizuje naśladowczo wchodzące pokolenia, trudniej jednak transmituje dane do innych wspólnot komunikacyjnych. Bezwzględnie biorąc jest to najstarszy kanał komunikacji społecznej. Jednakże teksty kultury bez oparcia w piśmienności są bardziej podatne na przerwanie tradycji pokoleniowej z powodu epidemii, żywiołowych katastrof i wojen dziesiątkujących zbiorowość, która przetrzebiona nie może utrzymać pełnego repertuaru swoich struktur i najczęściej asymiluje się do sąsiednich kultur kompletnych.
Gdzie jest tekst?
Stosunek między cyfrową formą istnienia utworu a jego zapisami można porównać do analogowej relacji między stemplem menniczym a monetą. Sam stempel, choć można go stosunkowo łatwo odczytać, nie ma żadnej mocy, „nie można nim płacić”. Natomiast językowy kod cyfrowy nie daje się czytać jako znaczący tekst a w formie odkodowanej dającej się czytać musi od razu przybrać kształt określonego pisma (tzw. ręka skryby lub krój czcionki), nie istnieje w jednej uniwersalnej postaci. Tu więc rzecz ma się odwrotnie niż w przypadku stempla, który ujawnia swą zawartość i znaczenie w identycznych kopiach o identycznym wzorze, a więc podług procedury analogowej, której zakłócenie powoduje wręcz nieważność aktu.
Tak samo zupełny brak swobody, a więc równy stopień analogowości zachowują relacje między cyfrowym kodem dźwiękowym a jego odkodowaniem do odsłuchu. Tutaj panuje absolutne dążenie do identyczności wszystkich odtworzeń, one muszą być identyczne jak monety odbite z jednego stempla, nie mogą się różnić jak obrazy wyświetlane czy drukowane i pokazywane w różnej skali. Właśnie taka słabsza relacja poniekąd analogowa istnieje między cyfrowo zakodowanym obrazem a jego odkodowanymi reprodukcjami do oglądania. Wprawdzie nie muszą one być wszystkie tak identyczne jak monety odbite z jednego stempla, ale mają niewielką swobodę wariancji: w zasadzie tylko co do wielkości (skalowalnie!), natomiast wszelkie inne odchylenia (brak skali, przebarwienia) będą niedopuszczalnie obraz fałszować, tzn. niszczyć jego tożsamość.
Porównanie z dźwiękami i obrazami ujawniło, że na ich tle dygitalizacja języka jest najbardziej cyfrowa, gdyż najmniej analogowa. Jedynie zakodowanemu słowu przysługuje istnienie nadrzędne wobec wszystkich realnych manifestacji, zarówno piśmiennych jak i ustnych. Nawet jest ono niezależne od etnicznego języka, w jakim się wyraża, skoro uznajemy przekłady za równoważne oryginałom.
Nie przypadkiem więc słowo ma szczególne miejsce w kulturze, co od dawna jest centralną wiedzą w religii. Słowo, które „było na początku”, było wtedy „u Boga”, a więc „nie tutaj”. Ono było właśnie niezależne i od kształtu materialnego zapisu, jak i – co ważniejsze – od systemu jakiegokolwiek etnicznego języka. To, że istnieje w zasadzie identyczna treść, którą można oddać w różnych językach już jest fenomenem niezwykłym. Aby sobie uzmysłowić niezwykłość przywołajmy księgę Genesis. Zapisujący ją nie zastanawiali się jak Bóg wypowiadał stwórcze polecenia powołujące do istnienia świat i człowieka. Zapewne zgodziliby się z tym, że nie był to język hebrajski. Ale jak sobie wyobrażali, co to był za język, w którym padały rozkazy „Niech stanie się światłość”? Możemy porównać tamtą ideę do tego, z czym mamy do czynienia w przekładach. Konstrukcje znaczeniowe, które nabierają w przekładzie różnego kształtu w różnych językach etnicznych mają jednak wspólną myślową podstawę. Domyślanie się, że jest ona jakoś sformułowana w jakimś uniwersalnym czy syntetycznym języku (Language of thought) nie jest aż tak absurdalne.
Namiastką postrzegalną może być język migowy, którego wprawdzie trzeba się nauczyć, bo ma swoje dialekty, ale jednak jest niezależny od etnicznej gramatyki. Tu nie działa systemowy przymus realizacji zapisu indywidualną ręką lub w specyficznej czcionce, ani drugi paradoks, że nawet domniemany uniwersalny „język myśli” może być zwerbalizowany jedynie w partykularnym języku etnicznym. Może w językach migowych zbliżamy się do języka uniwersalnego, przedetnicznego, który łączy w sobie wszystkie kanały komunikacji: egzystencjalny nośnik, ikoniczność komunikatów, składnia żywej mowy. Może w tym pierwotnym niezróżnicowanym jeszcze zmieszanym potoku niemej gestykulacji (czyli znakowości egzystencjalnej) należy upatrywać źródła, z którego się następnie wydzieliły trzy/cztery osobne formaty komunikacyjne: ikoniczny, ustny (artykulacyjno-pamięciowy) i piśmienny. Może tu jesteśmy najbliżej wyobrażenia o biblijnym Stwórcy nakazującym, aby stał się świat. Czy to jego naśladują gestykulujący nadmiernie szamani i magicy?
Ustność, ikoniczność, piśmienność
Trzy główne formacje medialne funkcjonują w zakresie komunikacji symbolicznej. Jako czwarta może być wyodrębniana znakowość egzystencjalna (specyficzne zachowania), ale zwykle jest nieodłączna od ustnego przekazu, który przez tysiąclecia był nierozerwalnie związany z obecnością mówiącej osoby i dopiero wynalazek fonografu je oddzielił. Na ten historyczny przełom zwrócił uwagę pamiętny eksperyment, kiedy psa poderwał na nogi nagrany na płycie głos jego pana (his master’s voice). Eksperyment miał udowodnić jedynie dokładność nagrania, jego nieodróżnialność od żywego głosu, rozpoczął jednak rewolucję przekazu głosu ponad czasem.
Ustność. Można rozszerzyć kategorię ustności i objąć nią wszelkie formy komunikacji dźwiękowej (więc głosowej i muzycznej) wykonywanej i odbieranej najpierw jedynie na żywo, i co najwyżej ponawianej w kolejnych wykonaniach, od dobrego stulecia zaś również nagrywanej i osobno odtąd istniejącej w utrwalonym zapisie. Osobne ich istnienie nie jest całkiem rozdzielne, spotykają się one niekiedy i zdarza się, że nagranie udaje oryginalne wykonanie, lub je wspomaga, zastępując ścieżkę dźwiękową, której wykonywanie jest jedynie udawane przez śpiewaka (playback).
Wszelkie kopie stwarzają problemy poznawcze, które obrazuje dziwna relacja między odtworzeniem nagrania a oryginalnym koncertem. Jest nieco podobna do tej, jaka łączy prawdziwe wiejskie wesele z folklorystycznym przedstawieniem „wiejskie wesele”. W obu przypadkach nie wystarczy słyszeć, żeby rozpoznać, z czym mamy do czynienia, trzeba jeszcze coś wiedzieć o procesach uruchamiających zdarzenia, bo to one nadają im sens i tożsamość ontologiczną.
Ikoniczność. Ustny przekaz utworów mówionych i śpiewanych nie gwarantuje ciągłości, gdyż polega na odtwarzaniu z pamięci. Inaczej jest z przekazem obrazów, które są być może równie stare co mowa artykułowana, a od dziesiątków tysięcy lat są takie same co do treści, podczas gdy najdawniejsze kompozycje tekstowe dają się wprawdzie datować w wielkim przybliżeniu jako wcześniejsze od najstarszych znanych zapisów mających po kilka tysięcy lat, ale ani nie wiadomo, jakie przeszły przekształcenia przedtem, ani jak się toczyła dalej ich ustna transmisja niezależna od odkrytego zapisu. Nawet tego, czy artykułowana mowa liczy sobie około 50 tys. lat, jak gdzieś czytałem, nie jesteśmy pewni, są sygnały (z badań ucha w skamielinach ludzkich szczątków), że mogło to być dużo dawniej.
Rysunki naskalne, które odkryto w pewnym nagromadzeniu w różnych miejscach na świecie, przedstawiają pojedyncze postacie, ale też krótkie narracje i z pewnością przysługiwała im funkcja kulturowa – czy to inkantacji w interesie przeżycia grupy, czy nawet przekazu jej praktycznego doświadczenia społecznego (np. myślistwo) lub antropologicznej samoświadomości: przejawia się w nich poczucie przynależności grupowej, przeżywanie cielesności człowieka i zwierząt, a nawet postrzeganie duchowości np. charakterystyczne postacie pół ludzi-pół zwierząt w rysunkach Buszmenów. Doniosłość tych najstarszych świadectw twórczej refleksji nad kondycją człowieka w świecie polega na tym, że zapewne równolegle z rozwojem myślenia językowego, a wiele wcześniej niż piśmienność uruchamiały i łączyły dwa mechanizmy poznawcze: ucieleśnienie i symboliczność doświadczenia. Wyrażały je środkami ikonicznymi, których zasięg w kulturze cyfrowej gwałtownie wzrasta.
Dodajmy dla porządku, że operując w powyższych formacjach medialnych kultura funkcjonuje pod warunkiem trwałości bazy materialnej (terytorium, infrastruktura, przedmioty użytkowe). Ich zniszczenie (wskutek zaniedbań, wojen i katastrof) zakłóca lub wygasza daną kulturę symboliczną, która bez oparcia w stałej i trwałej siedzibie tylko z wielkim trudem i niezbyt długo może się utrzymać dzięki samemu przekazowi symbolicznemu. Nie wchodzę już w rozważania nad połączeniami między kulturą materialną a symboliczną w wymiarze wielofunkcyjności. Różne miejsca, przedmioty i budowle miewają funkcje zarówno praktyczne jak i symboliczne, co sprawia że należy je mieć w polu widzenia w sąsiedztwie przekazu ikonicznego, który zresztą fizycznie bywa umieszczony na miejscach, budowlach i przedmiotach, wśród których toczy się życie praktyczne wspólnoty.
Homeostaza komunikacyjna. Przepływy w trzech głównych kanałach komunikacji sumują się w stałą wielkość. To znaczy, że jeśli większy strumień komunikacji kieruje się na jeden z kanałów, to inne będą uboższe, gdyż tak jak objętość wody wpływającej z trzech odnóg do jednej rzeki jest ta sama, nawet jeśli przyrasta systematycznie (jak komunikacja) lub okresowo (jak powódź).
Redundancja. Jeśli komunikacja korzysta z różnych kanałów do przepuszczania w nich powtórzonych tożsamych komunikatów, będzie rosła redundancja. Już stanowi ona cechę Internetu, w którym te same wiadomości powielane są w nieograniczonej liczbie miejsc.
Konwergencja. Współistniejąca ustność i ikoniczność zdobywają ponownie więcej pola dzięki nowym technologiom kodowania i przekazu głosu i obrazu, co ważniejsze zaś wkraczają do piśmienności ze swoimi cechami gatunkowymi i mechanizmami. Stwarza to nowy repertuar technik ekspresji, i automatycznie spycha klasyczną („czystą gatunkowo”) piśmienność do sfery niekompletności czy wręcz przestarzałości, a w najlepszym razie egzotycznego wyrafinowania.
Piśmienność cyfrowa nie jest tą samą sztuką co analogowa, jedynie realizowana w innym medium. Podobnie jak remediacja treści nie pozostaje bez wpływu na jej apercepcję, również remediacja aparatu nadawczego („z papieru na ekran”) zmienia charakter piśmienności. Twierdzę, że piśmienność cyfrowa nie tylko może się nasycać dygitalizowaną ikonicznością, ale ulega wskutek remediacji cyfrowej regułom ustności. Wystarczy spojrzeć na kryteria ustności względem piśmienności, jakie podał klasyk Ong.
Za Walterem Ongiem można by zatem definiować współczesną kulturę medialną jako zdeterminowaną przez komunikację ustną, która kształtuje życie społeczne: instytucje życia zbiorowego oraz techniki i kanały transmisji treści kulturowych. Aby tego dowieść, warto odwołać się do fundamentalnych zasad funkcjonowania oralności w kulturze, do których zalicza on:
- addytywność w konstruowaniu wypowiedzi,
- nagromadzenie zamiast analizy,
- redundancję,
- zachowawczość widoczną w przywiązywaniu się do odziedziczonej wiedzy,
- realizm komunikacyjny, czyli odnoszenie komunikacji do bezpośrednio sprawdzalnej rzeczywistości,
- zabarwienie agonistyczne służące nieustannemu pobudzaniu odbiorcy,
- empatię i zaangażowanie zamiast obiektywizmu oraz
- homeostazę czyli skłonność do zapominania tych elementów kulturowych, które w teraźniejszości tracą na znaczeniu lub wypadają z obiegu (138).
W.Ong, Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii, tłum. J.Japola, Lublin 1992.
To wszystko pasuje do piśmienności internetowej, z czym zgodzi się każdy kto kiedykolwiek obserwował większe platformy blogowe. Wyjaśnieniem tego przesunięcia charakteru piśmienności jest przyjęcie przez nią wielu funkcji komunikacji ustnej, codziennej, która jest obliczona na zdawkową wymianę w trybie towarzyskiej pogawędki na znane bieżące tematy, nie na kumulowanie nowych, uzasadnionych opinii wiarygodnych osób. Zmiany te nie pozostają bez wpływu na to, czym w nowych mediach staje się literatura.
Humanistyka a literatura
Centrum Humanistyki Cyfrowej (http://chc.ibl.waw.pl/) powołał dyrektor IBL PAN w październiku 2013 roku. IBL jest dobrym miejscem na takie centrum niekoniecznie z racji znakomitości samego instytutu, choć nie ulega ona wątpliwości, co potwierdza uzyskanie najwyższej kategorii A+ w ramach najnowszej oceny parametrycznej jednostek naukowych, a co po raz pierwszy od niepamiętnych czasów owocować ma zwiększoną dotacją na utrzymanie potencjału badawczego w r. 2014, przedtem systematycznie malejącą z roku na rok jak zresztą całe nakłady na naukę na naszej zielonej wyspie. Są inne humanistyczne instytuty PAN, które mają podobnie wysoką ocenę.
Jest jednak uzasadnienie naukowe dla szczególnej roli badań literackich dla nauk humanistycznych a nawet społecznych. Po zwrocie lingwistycznym i zwrocie kognitywnym w naukach społecznych i humanistycznych to właśnie w literaturoznawstwie, które tymczasem porzuciło strukturalistyczny wstręt do autora, skupia się najwięcej problemów wspólnych dla różnych dyscyplin (językoznawstwo, psychologia, antropologia filozoficzna, teoria poznania i kognitywistyka), co czyni je odpowiednim środowiskiem do współpracy interdyscyplinarnej.
Wszystkich dyscyplin humanistycznych dotyczą zmiany technologiczne i wszystkie nieuchronnie się w nie włączają. Są trzy główne rodzaje zmian, które w nowych technologiach realizują dawne funkcje: przechowywania, konserwacji i tworzenia dzieł.
Biblioteczne funkcje placówek naukowych realizują się przez gromadzenie cyfrowych bibliotek dostępnych do czytania na ekranie z własnego dysku lub podglądanych w zbiorach online: jako PDF z otagowaniem o różnym poziomie szczegółowości pomocnym w poszukiwaniach treści, lub jako transfer do wersji cyfrowej tekstu przez OCR. Staje się możliwy i od razu łatwy transfer cyfrowych kopii źródeł i opracowań. Wokół tego typu digitalizacji narastają formy katalogowania i indeksowania treści.
Funkcje konserwacji są specyficzne w różnych dyscyplinach. Przy badaniach tekstów zaliczyć tu można tworzenie cyfrowych edycji krytycznych zabytków piśmiennictwa.
Tworzenie dzieł naukowych w różnym stopniu korzysta z nowych technologii, w zależności od rodzaju twórczości, czy będą to bardziej pragmatyczne opracowania w rodzaju słowników i encyklopedii elektronicznych, informatorów, bibliografii (a więc opracowania typu metainformacyjnego, stykające się z katalogami), czy wyniki badań, interpretacji, krytyki i nowe twierdzenia.
Za specyficzną nowość można uznać tworzenie baz danych do korpusów tekstowych różnej wielkości i selekcjonowanych na podstawie różnych kryteriów, oraz kategoryzujących materiał w różnych aspektach (np. czysto gramatycznym, ale też leksykologicznym, tekstologicznym, retorycznym). Zasoby metainformacyjne wytworzone powyższymi drogami dają możliwość przeszukiwania wielkich zbiorów tekstowych w celach poznawczych, badawczych, zarówno liniowo, tekstową funkcją „szukaj”, jak i według kryteriów selekcyjnych bądź hasłowo w bazach danych. Te ostatnie nie tylko przewyższają wszelkie systemy kartkowych katalogów rzeczowych, czy indeksów książkowych ale dopiero dzięki IT można je efektywnie z pożytkiem tworzyć. Natomiast pełny opis struktury tekstu w przyjętych kategoriach analitycznych pozwala na obliczenie jego modelu teoretycznego, bez czego nie można zinterpretować żadnych danych liczbowych. Już wiele razy zdarzało mi się pisać w recenzjach doktoratów podających jakieś obliczenia obserwacyjnych danych, że porównania liczb nie mają żadnej wartości, jeśli różnice nie są zinterpretowane statystycznie.
Co wyróżnia i zobowiązuje placówkę taką jak IBL oraz jej Centrum Humanistyki Cyfrowej, to praca nad metodami i narzędziami badania nowych zjawisk w zakresie piśmienności. One będą stanowić główną misję CHC. W fazie obecnej musi ono jednak podjąć się koordynacji wielu toczonych prac nad tworzeniem baz danych (projekty bibliograficzne, biograficzne i leksykograficzne, m.in. Polska Bibliografia Literacka, Słownik Polszczyzny XVI wieku, Bibliografia Bara), udostępnianiem zasobów w formule otwartych repozytoriów cyfrowych (RCiN, Repozytorium IBL PAN, Biblioteka IBL PAN), rozwijać publikacje z zakresu dokumentacji, informacji naukowej i upowszechnianie wiedzy literaturoznawczej (Biuletyn Polonistyczny, Panorama Literatury Polskiej). Ponieważ IBL ma znaczny dorobek w zakresie edytorstwa naukowego i krytycznego zabytków literatury polskiej, więc i budowanie szkoły edytorstwa cyfrowego staje się pierwszoplanowym zadaniem CHC.
Natomiast animacja podstawowych badań cyfrowej kultury literackiej i nowych form piśmiennictwa staje się główną misją CHC. Rozpoczęliśmy ją konferencją „Teksty kultury uczestnictwa” (7-8.11.2013), przy wsparciu Komitetu Nauk o Literaturze PAN. W swoistym manifeście konferencji (Andrzej Dąbrówka, Krzysztof Gajewski, Maciej Maryl i Aleksandra Wójtowicz) zarysowane były tematy:
„Kultura uczestnictwa”, jako przeciwieństwo kultury konsumenckiej, analizowana jest najczęściej w perspektywie społecznej, a w centrum zainteresowania badaczy pozostają zachowania komunikacyjne samych uczestników (np. prosument, crowdsourcing). W jej obrębie dokonuje się także reinterpretacja i remediacja tradycyjnych form wypowiedzi — powstają specyficzne gatunki dyskursu elektronicznego, które wymagają analizy i opisu. Celem konferencji było zbadanie kultury uczestnictwa od strony jej wytworów. Uczestnicy przyglądali się tekstom powstającym w przeróżnych systemach semiotycznych i medialnych. W polu zainteresowania prelegentów znalazły się (m.in.) witryny internetowe, blogi, portale, serwisy społecznościowe, fora, grupy dyskusyjne, memy, czaty, netart, kompendia, gry, aplikacje, e-literatura… Szczególną uwagę poświęcono samemu pojęciu „tekstu kultury” w kontekście nowej sytuacji komunikacyjnej, wykorzystując do tego narzędzia literaturoznawcze, kulturoznawcze i medioznawcze.
Nadspodziewanie liczne zgłoszenia spowodowały konieczność przeprowadzenia selekcji pod kątem tematu. Z przyjętych referatów ułożyliśmy kilka problemowych sesji. Wylicza je wraz z krótką treścią referatów kierownik CHC dr Maciej Maryl w sprawozdaniu dostępnym w sieci: (http://ibl.waw.pl/tkurelacja.pdf). Dziś pracujemy nad wydaniem książki z wybranymi referatami.
Środowisko humanistyki cyfrowej ma swoje miejsce, ma najlepszych w Polsce, sumiennie wyselekcjonowanych Autorów z istotnymi tezami przekutymi w teksty. Cieszę się z partnerstwa „Nowych Mediów” i z możliwości zapoznawania szerszego grona odbiorców z efektami naszych poszukiwań, prac i realizacji.
Prof. Andrzej Dąbrówka
ABSTRAKT: Centrum Humanistyki Cyfrowej powołane zostało w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w październiku 2013 roku. Jest uzasadnienie naukowe dla szczególnej roli badań literackich dla nauk humanistycznych a nawet społecznych. Po zwrocie lingwistycznym i zwrocie kognitywnym w naukach społecznych i humanistycznych to właśnie w literaturoznawstwie, które tymczasem porzuciło strukturalistyczny wstręt do autora, skupia się najwięcej problemów wspólnych dla różnych dyscyplin (językoznawstwo, psychologia, antropologia filozoficzna, teoria poznania i kognitywistyka), co czyni je odpowiednim środowiskiem do współpracy interdyscyplinarnej.